niedziela, 15 listopada 2009

Tańcowa gorączka.... przeminęła już dawno.

Obrót w lewo, obrót w prawo, uśmiech, mocny uścisk w talii. Gdzież dzisiaj można potańczyć? Dawne, sprawdzone lokale zanikają w dużych miastach, typowe potańcówki odbywają się gdzieś już nie tak otwarcie jak wiele lat temu. Dystkoteki jeśli są, dobrze wiecie jak na nich wygląda. Gdzie można się wyrwać na sobotni wieczór i poszaleć? Moim zdaniem alternatyw jest mało. Może to mało dochodowy interes, by organizować coś naprawdę wartościowego, a może to po prostu dzisiejsza muzyka przeszkadza w niesieniu tego typu rozrywki. Jeśli więc wieczorami chcecie się udawać na taneczne randki z dziewczyną, musicie się naprawdę wysilić. Może wraz z przyjaciółmi zorganizować prywatkę taneczną? Tylko to nie ten klimat, nie ta wielkość sal, gwar i mnogość ludzi. Nie ma to jak poszaleć na pełnym parkiecie. Niedawno widziałem zwykły lokal, daniowo-kawiarniany z parkietem do tańca. Tylko, że muzyka leciała, a parkiet był pusty.

Gdyby jednak gdzieś zaczęły się pojawiać sale, gdzie priorytetem byłaby dobra zabawa, a nie zadymy, gdyby ktoś nad tym zapanował w 100%, to jestem przekonany, że miałby swoją wierną widownie i praktykantów. Być może przyjdzie czas, że spotkania ze znajomymi, w blasku kolorowych reflektorów będziemy spędzać, jak 30 lat temu, właśnie w takich wartościowych miejscach. Bardzo na to liczę.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

blogi